Są wina, niektóre bardzo znane, których rocznie powstają miliony butelek. Nie trzeba dużej wyobraźni, by zrozumieć zasadność pytania: co ma wspólnego pierwsza butelka opuszczająca winiarnię z butelką ostatnią. Nie ma takiej kadzi, w której można umieścić cała produkcję takiego wina. Nawet gdyby była, to butelkowanie zajmie dłuższy czas (często butelkuje się partię wina dopiero w chwili, gdy nadejdzie zamówienie od kupca), a przecież inaczej starzeje się wino w butelce, inaczej w kadzi. Trudno więc spodziewać się absolutnej jednorodności całej produkcji, pozostaje tylko mieć nadzieję, że umiejętności winiarza są na tyle dobre, że potrafi on zapewnić choćby względną jednorodność różnych partii wina.
Okazuje się, że i w przypadku win robionych w dużo mniejszej ilości bywają spore różnice między butelkami. Kilka dni temu Jancis Robinson opisała w swoim portalu historię, na której trop wpadł południowoafrykański dziennikarz Tim James. Odkrył on mianowicie, że wino Vineyard Selection Chenin Blanc 2008 znanego producenta Kleine Zalze, którego zrobiono łącznie 35 tys. butelek, trafiło na rynek w trzech istotnie różnych wersjach. Wersja pierwsza, zrobiona z gron zebranych przed nadejściem deszczu, ma 14,65% alkoholu i 2,8 g/l cukru resztkowego, wersja trzecia, której powstało tylko 5 tys. butelek, ma 15,18% alkoholu i aż 7,2 g/l cukru resztkowego. Pół procenta zawartości alkoholu nie wydaje się wielką różnicą (choć może istotnie zmienić percepcję wina), ale prawie 5 g cukru jest różnicą olbrzymią. Pikanterii całej sprawie dodają dwa fakty. Po pierwsze wino z trzeciej partii wygrało krajowy konkurs Chenin Challenge i całą siedmiokrotnie większą produkcję oklejono medalowymi nalepkami, a po drugie, i to jest w całej sprawie najsmutniejsze, dyrektor firmy Kleine Zalze, który zabrał głos w dyskusji pod artykułem Jamesa, twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z ogólnie przyjętymi standardami i chyba nie do końca rozumie, skąd całe zamieszanie. Dodał jednak, że kierownictwo firmy rozważy możliwość precyzyjnego oznaczania różnych partii wina.
To nie pierwszy tego typu przypadek, podobne rzeczy zdarzały się wcześniej w Nowej Zelandii (wspominają o tym Tim James i Jancis Robinson), a kilka miesięcy temu okazało się, że wino z Hiszpanii, wysoko ocenione w Wine Advocate przez Jaya Millera, występuje na rynku w kilku wersjach, dramatycznie różniących się jakością (pisał o tym Tyler Colman w swoim blogu tu i tu).
Być może są to przypadki jednostkowe (dodam jeszcze sprawę journalist cuvées, czyli specjalnych, podrasowanych wersji win służących do robienia dobrego wrażenia), problem jest jednak poważniejszy i stykamy się z nim może nie na co dzień, ale zawsze, gdy kupujemy butelkę wina nie rocznikowego,na przykład sherry, porto tawny i szampana. Producenci tych win bardzo rzadko ułatwiają nam zadanie i informacja o partii wina i dacie butelkowania, jeśli w ogóle obecna na etykiecie, bywa niezrozumiała nawet dla fachowców, a zwłaszcza przy szybko starzejących się sherry fino i manzanilli znajomość daty butelkowania jest bardzo ważna. To jednak już temat na inny wpis w blogu (o odczytywaniu daty butelkowania sherry Lustau pisałem kiedyś tu).
Aktualizacja (30.01.2010, 20:12) Doczytałem, że nie jet prawdą, że wszystkie butelki oklejono medalowymi nalepkami, podobno do czasu wystawienia wina z trzeciej partii w konkursie dwie poprzednie były już wyprzedane.
Kategorie:Wiadomości
Ciekawe czy rozchodzi się o rażący brak kompetencji, czy o celowy zabieg marketingowy (ostatecznie producent wiedział chyba, że wino będzie badane).
A swoją drogą zaciekawił mnie jeden z komentarzy pod artykułem Tima Jamesa, w którym sugeruje się, że oznaczanie 3 różnymi etykietami wina butelkowanego w 3 różnych okresach wprowadzałoby w głowie klienta zamieszanie. Idąc tym tropem, choć w stronę lekkiego absurdu, oznaczajmy wina tylko jako „białe” lub „czerwone”. Klient na pewno nie będzie zmieszany. A każdorazowo przy otwarciu butelki przejdzie go dreszczyk emocji!
Na szczęście rynek w takich sytuacjach jest pozbawionym litości sędzią.
Pozdrawiam.