Powszechnie znana jest historia powstania Grange, chyba najbardziej znanego wina z Australii. Zainspirowany tym, co zobaczył w Bordeaux, Max Schubert z winiarni Penfolds spróbował zrobić to samo, co Francuzi, używając jednak gron odmiany shiraz, których miał pod dostatkiem. Robert Joseph dodał jednak ostatnio istotny element do całej tej historii.
Jamie Goode w swym blogu pokazuje jak powstają baryłki w Tonnellerie de Mercurey w Burgundii. Dużo zdjęć i film, warto przyjrzeć się szczegółom, zwłaszcza jeśli nie byliście nigdy u bednarza.
Fascynujący artykuł Andrew Jefforda o winach Środkowej Loary, z Sancerre, Pouilly-Fumé i okolic.
Teraz coś o muzyce, choć i wina podobny problem dotyczy. Poza YouTube nie korzystam z serwisów streamingowych (za wyjątkiem sytuacji, gdy któryś z blogów muzycznych mnie tam kieruje), praktycznie nie dostaję tzw. egzemplarzy promocyjnych nowych płyt, a i tak znalazłem się w sytuacji analogicznej do tej opisanej przez autora ciekawego artykułu z serwisu amerykańskiego National Public Radio – za dużo muzyki, nie mam kiedy słuchać tak, żeby naprawdę usłyszeć. Nie wiem czy rocznie powstaje więcej win, które chciałbym wypić, a co najmniej spróbować, czy muzyki, którą chciałbym usłyszeć (rachunek robi się jeszcze bardziej skomplikowany, gdy dodać do niego dostępną dziś łatwo muzykę, która powstała dziesiątki lat temu, co w przypadku win jest jednak dużo mnie znaczącym składnikiem końcowego bilansu). Wiem, że o ile muzyki można słuchać idąc, jadąc, pisząc, pijąc wino, to z oczywistych względów nie da się pić, a choćby i degustować wina w tych samych sytuacjach. Stąd rosnąca frustracja nałogowego (mam nadzieję, że tylko w sensie potocznym, nie medycznym) konsumenta wina i muzyki.Dlatego też zamiast tracić teraz czas na pisanie oddalę się, żeby się napić i posłuchać.
Skomentuj