Dwa niezbyt od siebie oddalone w czasie wyjazdy i spiętrzenie różnych ważnych spraw przed i między nimi sprawiły, że dopiero po powrocie z Austrii mogłem się zająć odkładaną od dawna lekturą różnych sieciowych czasopism, blogów i innych serwisów internetowych, które staram się śledzić. Ich liczba zaczyna mnie przytłaczać, ostatnio częściej usuwam adresy z listy stron śledzonych przez mojego Feedreadera, niż je do niej dodaję. Dziś jest na niej blisko 130 pozycji, wciąż o wiele za dużo, by rozsądnie nad tym panować, ale z drugiej strony niemal codziennie trafiam na nowe miejsca, które już na pierwszy rzut oka są warte uwagi.
Kilka dni temu trafiłem na przykład na blog Roberta Josepha, znanego dziennikarza i organizatora życia winiarskiego (rozmowę z nim zamieściliśmy w Magazynie rok temu). Już pobieżne przejrzenie kilku postów sprawiło, że blog powędrował na listę tych do śledzenia, a dziś dzielę się z czytelnikami jednym świetnym, a jednocześnie niezwykle prostym pomysłem na przechowywanie wina z niedopitej butelki: przelewamy je do niewielkiej plastikowej butelki po wodzie i zgniatamy, by usunąć nadmiar powietrza, po czy zakręcamy!
W środowisku blogerów i dziennikarzy amerykańskich od kilku tygodni trwa dyskusja o przyszłości winopisarstwa, o kryzysie jego tradycyjnych form i rosnącej roli internetu. Temat to z oczywistych względów bardzo dla nas ważny, na pewno będziemy i u nas do niego powracać, a na razie podrzucę dwa odnośniki, do postu Steve Heimoffa i do postu Tima Elliotta.
Nie ma chyba dnia, by nie dotarły ze świata wina wieści smutne, czy wręcz tragiczne. Do tych pierwszych należy wiadomość o odejściu Jeana Hugela, jednego z najważniejszych po II wojnie światowej producentów w Alzacji, do drugich wiadomość z Austrii: w wypadku w winnicy zginął Johann Reinisch, gwiazda Thermenregion.
Dodam do nich jeszcze jedną, dla mnie najbardziej z nich tragiczną wiadomość, kilka tygodni temu w bezsensownym (na pustej szosie) wypadku motocyklowym w Chorwacji zginął Miha Gravner, syn Joško Gravnera, winiarza wizjonera z pogranicza Włoch i Słowenii, przygotowywany na jego następcę. Dwa razy odwiedzałem posiadłość Joško Gravnera i za każdym razem (z uwagi na pewną barierę językową) to Miha był moim gospodarzem i przewodnikiem. Nie sposób było nie poddać się jego urokowi i jego prawdziwej pasji, którą odziedziczył po ojcu i którą szczodrze się dzielił. Na zdjęciu obok Miha i Joško w roku 2004, gdy spotkałem ich po raz pierwszy.
Kategorie:Wiadomości
Skomentuj