W najbliższą sobotę o 17:00 program II TVP wyemituje zrealizowany dwa lata temu przez angielską dziennikarkę Jane Moore film zatytułowany „Czy wiesz, co pijesz?”, poświęcony ukrywanym zdaniem autorki przed konsumentami „nagannym” metodom i zwłaszcza dodatkom stosowanym podczas produkcji wina. Film ten zaraz po emisji na antenie brytyjskiego Channel 4 wywołał żywą dyskusję, specjaliści zarzucali autorce liczne błędy, pogoń za tanimi sensacjami i doszukiwanie się nieprawidłowości tam, gdzie ich nie ma (jak na przykład sprawę „dosładzania” szampanów, znanego wszystkim je pijącym jako dosage, czy też „odkrycie”, że do klarowania wina używa się jajek i żelatyny). Faktem jest, że wino pozostaje jednym z nielicznych produktów spożywczych dopuszczonych do obrotu, w którym nie podaje się zawartości (niektórzy producenci, jak choćby opisywany w Magazynie WINO przy kilku okazjach kalifornijski enfant terrible Randall Grahm, taką listę składników zaczęli umieszczać na kontretykiecie). Dla niektórych konsumentów informacja o tym, czy na przykład podczas produkcji wina użyto produktów pochodzenia zwierzęcego, może być bardzo istotna. Z drugiej strony producenci zwykle bronią wyłączenia wina z powszechnego nakazu umieszczania na etykiecie wszystkich informacji o zawartości butelki, nawet jeśli będzie to tylko zawartość śladowa.
Temat jest niewątpliwie ważny, emisja filmu w polskiej telewizji może wywołać dyskusję, zwłaszcza wśród mniej zorientowanych widzów i choćby dlatego sądzę, że warto go obejrzeć. Zapowiedź filmu opublikowała Rzeczpospolita, a krytyczne jego omówienie można znaleźć w blogu Jamiego Goode’a. Autorka filmu przed jego brytyjską emisją opublikowała w The Sun artykuł prezentujący jego główne tezy.
Kategorie:Wiadomości
Wygląda na to, że film będzie wypełniony poszukiwaniem taniej sensacji, aczkolwiek zdanie „Producenci próbują podtrzymać iluzję, że wino to produkt natury wytwarzany przez rześkich wieśniaków o zniszczonych dłoniach” to jedno z lepszych stwierdzeń na temat wina, jakie ostatnio słyszałem.
to taka sprzeczność trochę, bo jak rześki ( w domyśle świeży, młody ) to nie może mieć jednocześnie zniszczonych dłoni:)
Ducale, nie widziałeś nigdy rześkiego staruszka? Albo chociaż mężczyzny w średnim wieku?
Oglądałem ten program początkowo z rozbawieniem, później z rosnącą irytacją. Nie było w nim nic, czego bym wcześniej nie wiedział (i czego zapewne nie wiedziałby aktywnie interesujący się winem konsument, o wielu rzeczach pisała prasa winiarska, my też niektórym poświęciliśmy trochę miejsca w Magazynie WINO). Nie to jest jednak najlepsze. Powtórzę to, co napisałem w komentarzu na naszym profilu fejsbukowym:
Niestety śledztwo w dużej mierze okazało się druzgocące także dla dziennikarki i całego zespołu przygotowującego ten program. Pasjonowanie się „drożdżami dodanymi do merlota” czy cukrem dodawanym do szampanów i stawianie tego właściwie na równi z rzeczywiście kryminalnym dolewaniem kwasu solnego do wina dowodzi jedynie ignorancji. W każdej poważniejszej książce o winach wszystko jest dokładnie opisane i żadne dziennikarskie śledztwa nie są tu potrzebne, wystarczy wizyta w bibliotece lub trochę googlowania. Oczywiście problem istnieje, ale w tym programie skupiono się raczej na taniej sensacji. W Magazynie WINO pisaliśmy w kilku artykułach o kontrowersyjnych technikach winiarskich i na pewno do tematu będziemy wracać. W najbliższym czasie wydobędziemy te teksty z archiwum i opublikujemy je w portalu.
zgadzam sie z powyzszym,
ale mnie glownie jedno zastanowilo i dalo do myslenia, mianowicie jak jest z tymi szampanami,
a dokladniej, czy prawda jest ze pola w szampanii tak naprawde wygladaja, czy prawda jest tez ze takie nawozenie to byla normalna praktyka?
Miejskie odpady były powszechnie używane jako nawóz w Szampanii w XX wieku, gdyż był to najtańszy dostępny plantatorom rodzaj nawozu. Ich rola zaczęła maleć około roku 1980, gdy ich cena zaczęła rosnąć, a w roku 1998 wprowadzono całkowity zakaz ich stosowania. Wiele winnic już oczyszczono ze śmieci, niestety nie mam danych na temat powierzchni winnic, których jeszcze nie sprzątnięto.
Wpływ tych śmieci na jakość wina jest jednak dyskusyjny, a powszechnie stosowane dziś opryski siarczanem miedzi (w celu ochrony przed chorobami grzybowymi) prawdopodobnie w dużo większym stopniu ingerują w środowisko – mimo to opryski te są dozwolone także w uprawach biodynamicznych i niewielu winiarzom w Szampanii udaje się unikać ich stosowania.
Dziwie sie zatem tym Francuzom, ze widzac swoje pola, tj. te wszystkie butelki, folie itp. itd.
robili takie rzeczy; ja na swoje wlasne pole, takiego g… (mam na mysli nie biologiczne odpady hehe) nie wyrzucalbym, chocby tylko z uwagi na estetyczny aspekt 😉 a tak w ogole, to pilem te moety i wdowy kliko, i mi jakos nie smakowaly, wiem, rzecz gustu, ale nie mysze zalowac, ze ich nie bede ponownie pil, pozostane przy „tradycyjnych” winach, zwlaszcza czerwonych 🙂
ps mam nadzieje, ze taki np. chevalier, w ktorym sie ostatnio rozsmakowalem, nie praktykowal tego badziewia na swoich polach hehehe
Nawiazujac do wypowiedzi kolegi, to mam pytanie do tych nawiedzonych blogerow, dla ktorych tak wazne jest terła ;P w tym gleba, ktora to ma przeogromny wplyw na smak wina hehe, ciekaw jestem zatym, jaki to ma smak wino wychodowane na smieciach plastikowych i innych takich? Gdzie te zachwyty na temat zwirow, tudziez innych glin? ;PPP
Akurat terroir w Szampanii nikt się specjalnie nie zachwycał, szczególnie na płaskich polach w dolinie Marny gdzie wywózka śmieci była napowszechniej stosowana.
Tam gdzie się w ogóle mówi o terroir w Szampanii to na stokach, gdzie z natury się śmieci nie wywalało.
Poza tym jest to region gdzie istotne jest podglebie kredowe, a wpływ gleby powierzchniowej jest marginalny – inaczej niż właśnie w winnicach żwirowych czy kamienistych.
No i inna sprawa – w Szampanii standardem jest wydajność z hektara ponad 10 ton, niekiedy bliżej 15 ton, a wtedy jakiekolwiek nuty terroir są tak rozwodnione, że tracą praktyczne znaczenie.
Oczywiście zwózka śmieci do winnicy jest działaniem antyterroirystycznym i właśnie dlatego budzi taką zgrozę.
Tyle konkretów. Nawiedzony bloger pozdrawia serdecznie