Sam się w tym zaczynam gubić, więc domyślam się, jaki zamęt może panować w głowie mniej fanatycznego konsumenta wina. Z jednej strony pojawiają się wciąż nowe doniesienia o korzystnym dla zdrowia działaniu wina (oczywiście spożywanego z umiarem), z drugiej zaś strony nie składają broni ci, dla których wino to Zło niezależnie od ilości. Nie tak dawno przed winem ostrzegało francuskie ministerstwo zdrowia (chyba jednak bez poważnie udokumentowanych podstaw), tym razem do pracy wzięli się amerykańscy kongresmeni. Dotarły do mnie właśnie wieści, że poważnie rozważane jest znaczne zwiększenie opodatkowania tak zwanych niezdrowych napojów: słodkich napojów gazowanych, piwa, twardych alkoholi i … wina. Te właśnie napoje mają sprzyjać otyłości, która stała się prawdziwą plagą społeczną w USA, a środki pozyskane z nowego podatku mają być przeznaczone na opłacenie ubezpieczenia zdrowotnego najuboższych, których dotychczas na takie ubezpieczenie nie było stać. Zastanawiam się, czy słusznie wino umieszczono na liście winowajców, bo choć rzeczywiście pite podczas posiłku zwiększa apetyt, to jednak rzadko jest konsumowane z hamburgerami, frytkami i upiornie słodkimi deserami, zwykle wskazywanymi jako główni winowajcy epidemii otyłości.
Kategorie:Wiadomości
Skomentuj