Dziś będzie o niedocenianych. Niedocenianych rybach i niedocenianych winach.
Uwielbiam makrele, dziś chyba jedne z najbardziej niedocenianych w Polsce ryb. W każdej postaci (także puszkowane, przyznam z dumą), ale najbardziej surowe (w Tesco nie płacę za nie więcej, niż 10 zł za kilogram). Nie chodzi mi o to, by robić z nich sushi, a o to, że w takiej postaci stwarzają najwięcej możliwości. Można je na przykład upiec. Choćby z ziemniakami.
Znalazłem w lodówce trochę ugotowanych ziemniaków z wczoraj, więc wyłożyłem je na polane uprzednio oliwą dno naczynia, poddusiłem na oliwie trochę szalotki (pory też będą świetne) z dodatkiem kilku ząbków czosnku, rozrzuciłem część na ziemniakach, oprószyłem tymiankiem, a resztę wsadziłem do środka sprawionych i ponacinanych makrel.
Po pół godzinie w średnio nagrzanym piekarniku było tak:
Było pysznie, tym bardziej, że popijałem tym:
Za tę butelkę, sherry Puerto Fino (czyli fino z Puerto de Santa Maria) od Lustau, trzeba zapłacić u Mielżyńskiego chyba nieco ponad 50 zł (niestety zgubiłem paragon, sprawdzę cenę i uzupełnię), a jest to wino fenomenalne – bogatsze, obfitsze niż typowe fino i wprost ociekające umami. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek pił wino tak bliskie samą swą istotą gęstemu, pachnącemu, długo gotowanemu na wolnym ogniu rosołowi (z lubczykiem!), doprawionemu tą typową dla dobrych sherry słoną nutą morską. Od dawna mówię, że gdybym kiedykolwiek stanął przed koniecznością wyboru jednego rodzaju wina, jakie wolno byłoby mi pić do końca życia, odpowiadam, że nie żaden riesling (ten jest na drugim miejscu), ale właśnie sherry, z całym swym bogactwem, od lekkich, orzeźwiających manzanilli, poprzez fino, amontillado, oloroso, a skończywszy na ultrasłodkich pedro ximenez. Dzisiejsza butelka dobitnie to potwierdziła. A zważywszy na kalendarz dodam, że nie tylko do makreli, także do karpia będzie znakomita. Jeśli ta nie będzie dostępna, to inna, ale koniecznie sherry fino!
To jedna z piękniejszych scen mijającego roku: środek lata, ciepły wieczór, zimna butelka manzanilli Papirusa od Lustau, na balkonie stół zakryty starymi gazetami, na nim trzy wędzone makrele. Nas dwóch, palce za jedyne sztućce i tylko papierowy ręcznik, żeby nie uświnić flaszki i kieliszków. Niech żyje makrela, niech żyje sherry! 😉