Już kilka godzin po opublikowaniu w internetowej prasie (np. tutaj) informacji o tym, że podczas polskiej prezydencji w Unii Europejskiej promowane będą wina z Węgier, a nie wina polskie, pojawiło się w sieci, choćby na Facebooku, kilka komentarzy, czy też uwag typu „bez komentarza”. Nie mogę skomentować słów ministra Sikorskiego dotyczących jakości polskich win, które próbował, gdyż nie wiem, jakie to były wina, chciałbym jednak sprowadzić na ziemię tych wszystkich, którzy marzyli o tym, by podczas oficjalnych imprez organizowanych przy okazji tej prezydencji podawano tylko polskie wina.
Kończący się właśnie półroczny okres prezydencji węgierskiej był pod względem winiarskim wyjątkowy, gdyż po raz pierwszy miał on swego oficjalnego sommeliera, a właściwie sommelierkę, panią Helgę Gál. W ciągu ostatnich kilku miesięcy co najmniej dwa razy odwiedziła ona Warszawę, by w ambasadzie Węgier przedstawić wybór z pełnego zestawu win, które podawane są podczas oficjalnych imprez półrocznej prezydencji. Byłem na jednej z tych degustacji, niestety nie udało mi się dotrzeć na drugą, znam jednak zdecydowaną większość win prezentowanych przez panią Gál. Zanim jednak napiszę coś o samych winach, przytoczę kilka liczb. Podczas półrocznej prezydencji Węgrzy organizują 35 galowych obiadów i ok. 220 innych imprez, podczas których podaje się wino. Są wśród nich spotkania eksperckie i różnego rodzaju przyjęcia. By to wszystko obsłużyć, Węgrzy wybrali 52 wina podzielone na różne kategorie, w zależności od charakteru imprez, na których miały być podawane.
W relacjach z zakończonego właśnie Konwentu Polskich Winiarzy w Zielonej Górze można przeczytać, że ktoś przywiózł na konwentową degustację ostatnią butelkę świetnego wina, które wyprodukował. Bohater najgłośniejszego co najmniej medialnie debiutu ostatniego roku, Mike Whitney z Winnicy Adoria powiedział niedawno w wywiadzie, że całą zeszłoroczną produkcję sprzedał w tydzień. Być może dałoby się znaleźć w Polsce kilka win, których dostępny zapas wystarczyłby na podanie po jednym z nich podczas kilku mniejszych imprez w charakterze bardzo smacznej ciekawostki, pozbawilibyśmy się jednak na rok możliwości ich picia!
A jakie wina wybrali Węgrzy? Szukali przede wszystkim wśród producentów wybieranych na winiarzy roku, dbali też o równomierną reprezentację ważniejszych regionów. Ostateczną selekcję przeprowadzono podczas degustacji w ciemno, w których jurorami byli co prawda hobbyści, ale wyedukowani, będący absolwentami organizowanych na Węgrzech kursów brytyjskiej organizacji WSET.
Wśród wybranych win znalazły się butelki tak znanych producentów jak nasz człowiek minionego roku István Szepsy (Tokaji Cuvée 2007), węgierskie gwiazdy Attila Gere (Kopár 2007) i Vilmos Thummerer (Vili Papa Cuvée 2006), a także Legli, Szeremley i Figula znad Balatonu, Béres, Arvay, Patricius, Disznókő i Degenfeld z Tokaju, Györgykovács z Somló i Weninger z Sopronu oraz wielu innych. Nie wiem jak będą wybrane wina na Polską prezydencję, mam jednak nadzieję, że Węgrzy dobrze się do tego przyłożą (w końcu zależy im na promocji własnych win), a nasi winiarze swą szansę wykorzystają podczas następnej okazji, gdy rzeczywiście będą gotowi do ofensywy w Europie. Dziś, choćby z uwagi na kiepską ostatnio pogodę i mizerne zbiory, jeszcze chyba nie są.
Dodane później: Pracami węgierskiego jury, wybierającego wina na węgierską prezydencję, kierowała Gabriella Mészáros, sama Helga Gál nie mogła być w to zaangażowana, choćby z racji na rodzinne powiązania z branżą (jest siostrą nieżyjącego już Tibora Gála).
Kategorie:Wiadomości
Baronowa de Rothschild zwykla byla mawiac, iz stworzyc wielkie wino to nie jest nic trudnego. Trudne jest tylko pierwsze 300 lat.
Moze wrocimy do tematu za 300 lat ?
vintrips
PS: osobiscie zaluje, ze min. Sikorski nie wybral burgundow.
Podejrzewam ponadto, iz podawanie polskich win podczas przydencji PL, mialoby taki sam sens jak, na ten przyklad, podawanie polskiego sushi 🙂
vintrips
Panie Andrzeju, nikt nie kwestionuje wypowiedzi ministra w kwestii niedostatecznej ilości naszych win, ciężko podważać przytoczone przez Pana liczby. Problemem jest to, że R. Sikorski otwarcie podważył jakość próbowanych polskich win. Nawet jeśli naprawdę tak uważa ( w wielu przypadkach i ja się z takim osądem zgodzę), to absolutnie nie mógł tak mówić publicznie. Wyrządził dużą krzywdę wizerunkową całej branży. Myślę, że idealną karą można zapożyczyć od kapituły Orderu Uśmiechu. Niech teraz w ramach pokuty minister wypije kieliszek wina Herbowego z Winnicy Zbrodzice i uśmiechnie się.
Po pierwsze, to chciałoby się wiedzieć więcej na temat tej „degustacji w pałacyku” z udziałem „najlepszych polskich sommolierów”, jakie wina zostały tam podane i czy wszyscy mieli w tej degustacji równe szanse. Minister RP nie może sobie bowiem takich decyzji podejmować uznaniowo. Zaopatrzenie w wino w czasie oficjalnych imprez podpada pod ustawę o zamówieniach publicznych. Magazyn WINO swego czasu startował nawet w zaproszeniu do składania ofert na wybór win.
Po drugie, to co piszesz Andrzeju jest chyba jednak zbytnim uproszczeniem. Nic nie stało na przeszkodzie by do -niektórych- kolacji podać polskie wino np. Rose 2010 Płochockich (produkcja ponad 1 tys. butelek), Sibemus 2010 (podobnie), niektóre wina z Winnicy Jaworek produkowane w ok. 1 tys. butelek. To że pan Whitney albo jakiś inny pan z Konwentu wszystko sprzedał nie znaczy że to rozwiązuje sprawę.
Po trzecie, można zapytać dlaczego będą podawane wina węgierskie (wybierane przez sommelierów węgierskich) a nie np. czeskie, słowackie, niemieckie? A może nawet gruzińskie i dobre ukraińskie, jak to sugerowałem gdy z ramienia Magazynu WINO odwiedzałem MSZ i przedstawiałem naszą koncepcję doboru win do prezydencji. (Kraje Partnerstwa Wschodniego również biorą udział w tych spotkaniach).
Wina rzeczywiście nie ma na tyle żeby „masowo” zaopatrzyć wszystkie duże imprezy. Jednak te najważniejsze, najbardziej prestiżowe obiady czy kolacje były idealne, żeby polskie wina zaprezentować. Na te potrzeby solidny pakiet win by się zapewne znalazł. Niech by to były sporadyczne polskie „akcenty”, ale żeby jednak były… Szkoda.
Zgadzam się, że wypowiedź ministra Sikorskiego była niefortunna, choć wyraźnie wskazał też na aspekt ilościowy. Nie wiem jak przebiegały rozmowy na temat wyboru win, wiem, że trwały co najmniej dwa miesiące, na pewno trwały już w połowie kwietnia. Jeśli MSZ przystępował do nich przygotowany, to prawdopodobnie polskie wina były degustowane wcześniej, pytanie jakie. Wtedy na pewno nie było jeszcze Rose 2010 Płochockich (o ile wiem butelkowano je już w maju). Dwa pinot noir z roku 2009 z Winnic Jaworek,o których piszemy w Magazynie w numerze 2/2011, też raczej nie miały szansy na odpowiednie pokazanie się podczas degustacji, oba wymagają czasu/solidnej dekantacji, o czym piszemy w notkach – to raczej nie są wina na mniej lub bardziej masowe imprezy.
Pomysł pokazywania win z Gruzji, Ukrainy, czy nawet Czech i Słowacji jest ciekawy, mam jednak wrażenie, że przerasta możliwości (choćby organizacyjne) MSZ, a Węgrzy byli bardzo wytrwali i dobrze się przygotowali. Może innym krajom aż tak bardzo nie zależało?
Jeśli było tak jak piszesz, to tym gorzej to świadczy o tej degustacji. Powinna ona bowiem brać pod uwagę termin w jakim wina będą serwowane i dlatego wina z 2010 powinny w niej figurować.
Podobnie argument o tym że „Węgrzy byli wytrwali” budzi duże wątpliwości. Takie sprawy się załatwia nie dlatego że ktoś jest wytrwały, przekonujący tylko zgodnie z odpowiednimi przepisami. Czy do tych rozmów były zaproszone inne podmioty? Bo polscy winiarze na pewno nie.
Nie wiem jaką moc wiążącą ma „memorandum”, ale chyba niewielką, może więc nie wszystko jeszcze stracone. Z drugiej strony słoniki mówią o memorandum jako dokumencie niepodpisanym, a minister Sikorski wg. relacji w prasie to memorandum jednak podpisał…
Sugestia powrotu do tematu za 300 lat jest całkiem zabawna, ale mam wrażenie, że rozmawiamy o temacie polskich win w aspekcie ich ewentualnej promocji w trakcie Polskiej Prezydencji o jakiś rok za późno.
Być może należałoby rozpocząć działania lobbingowe ze strony polskich winiarzy w kontekście innych „silnych marketingowo” wydarzeń, które się zbliżają wielkimi krokami, a nie płakać nad dość dawno rozlanym mlekiem…
A zbliża nam się Euro 2012. Polskie wino na futbolowe mistrzostwa? Czemu nie! Ale zacząć się intensywnie zajmować tematem trzeba teraz, by za rok nie dyskutować znowu… nad rozlanym mlekiem…
Już dziś wiadomo, że jednak polskie wina pojawią się na wybranych imprezach podczas prezydencji, na przykład już w lipcu unijni ministrowie sprawiedliwości będę mogli spróbować wina „Maius” z winnicy UJ w Łazach: http://tiny.pl/hf4pb
zapraszam na stronę http://www.culture.pl i zapoznanie się z programem prezydencji 🙂
Czytając kolejny raz oświadczenie R. Sikorskiego nasuwa mi się pewna myśl – MSZ zrezygnował z Polskiego wina ponieważ nie można go kupić (wina z jednych z najlepszych winnic nie mają pozwolenia na sprzedaż wina, a do tego jeszcze dochodzi Ustawa o wychowaniu w trzeźwości) Ciekaw jestem – w jaki sposób R. Sikorski zakupi np. medalowe wino z winnicy, która nie przeszła jeszcze prawnej procedury rejestracji winnicy i uzyskania pozwoleń? Odpowiedź jest prosta – nie ma co zawracać sobie głowy Polskim winem bo i tak nie da się na czas pozmieniać ustaw (winiarskiej, o wychowaniu w trzeźwości, przepisy celne, skarbowe etc.) Chyba, że liczy na prezent od polskich winiarzy, którym kolejne rządy rzucają kłody pod nogi?
radiowa Ttójka – o polskich winach podczas prezydencji:
[audio src="http://touringklub.pl/wp-content/uploads/Trojka_wina_11-06-29.mp3" /]