Wreszcie się odważyłem! Okazja nadarzyła się świetna, chyba najbardziej korkowe białe wino, na jakie miałem okazję trafić, nie będzie wielką przesadą stwierdzenie, że właściwie nie musiałem go otwierać, by stwierdzić, że coś jest z nim nie tak (o winach korkowych i powodującym ten ich stan trójchloroanizolu, w skrócie TCA, pisałem jakiś czas temu w Magazynie – część 1, część 2). Okazję a nie pech, gdyż cena – okolice 25 zł – sprawiły, że nawet nie pomyślałem o oddawaniu go w sklepie, choć oczywiście w przypadku droższego wina kupionego niedaleko byłoby to jedyne rozsądne rozwiązanie. Cóż więc z tym winem zrobiłem?
Czytałem już kilka razy o tym, że wina korkowe można bez przeszkód wykorzystywać w kuchni, gdyż podczas gotowania TCA ulatnia się nie pozostawiając śladu. Wyjąłem więc z lodówki niemal bezsmakowy filet ryby, na patelnię wylałem trochę neutralnego oleju z pestek winogron, położyłem na to filet, dość obficie podlałem winem (zapach był naprawdę paskudny, wino musi bić rekordy zawartości TCA). Filet dusiłem na małym ogniu do momentu, gdy płyn wyparował niemal całkowicie. Zawartość patelni powąchałem początkowo bardzo nieufnie – NIC. Kawałek ryby wziąłem do ust – ANI ŚLADU TCA! Zjadłem całą porcję – dalej nic, choć na TCA jestem chyba dość wrażliwy.
Metoda więc działa, resztę zawartości butelki podzielę na porcje i zamrożę (zawsze tak przechowuję wino do późniejszego wykorzystania podczas gotowania), a teraz, korzystając z okazji pojawienia się tematu korka, dołączę do międzynarodowego chóru blogerów wykpiwających najnowsze reklamówki, które w założeniu miały chyba skłaniać widzów do kupowania wyłącznie win zamykanych naturalnym korkiem. Proszę ocenić, czy działanie tych filmików jest równie skuteczne jak zbadana dziś przeze mnie metoda utylizacji win korkowych.
Skomentuj