[Wpis pierwotnie ukazał się w moim blogu w portalu magazynwino.pl]
Pisałem już wcześniej o prezentach, których nie chciałbym dostawać. Dziś do listy dołączam nowy.
Oczywiście wiadomo, po czym najłatwiej poznać winnego… wtajemniczonego. To ten dyskretny (albo i nie) ruch dłoni trzymającej kieliszek i wprawiającej go w skomplikowane wirowanie, oficjalnie w celu uwolnienia aromatów, a tak naprawdę – przyznajmy to wreszcie – mający świadczyć o wyższości nas, kręcących, nad niekręcącymi. Nasi „kapłani” kręcą też kieliszkami z wodą, a niektórzy, osiągnąwszy najwyższy stopień wtajemniczenia (do czego i ja nieskromnie się przyznam), także pustym kieliszkiem.
Niestety ten prosty porządek świata został zdradziecko zaatakowany. Od niedawna po uiszczeniu skromnej opłaty 35 brytyjskich funtów, można stać się właścicielem pary naczyń (nie posunę się do nazwania ich kieliszkami, to byłoby świętokradztwo), które właściwie kręcą się same. Teraz każdy winny profan będzie mógł uchodzić za prawdziwego guru, trącając od niechcenia swą… szklankę. Szczegóły (dla odważnych) są tu, a prawdziwego smaczku (padłej ryby) dodaje sprawie fakt, że osoba, która odważy się na skorzystanie z naczynia, jako bonus dostanie widok wytłoczonego na dnie i pławiącego się w trącanym winie rybiego… szkieletu, który można sobie obejrzeć w lewym górnym rogu strony winiarni, która wpadła na ten genialny pomysł.
Kategorie:Wiadomości, Wino
Z tego co widzę, to bardziej miarodajne jest miejsce trzymania kieliszka niż kręcenie. To znaczy: najpierw przychodzi kręcenie, a trzymanie za nóżkę później, im niżej trzymamy tym jesteśmy bardziej wtajemniczeni. Full-wypas to trzymanie koniuszkami palców stopki (tak to się nazywa?) i szybkie kręcenie cały czas, nawet jak nie ma się zamiaru powąchać.
A ta szklanka jest straszna jakaś.
Far from the traditional ISO tasting glass but innovative enough to satisfy the UK consumers. This is clearly not a tasting glass….but rather a marketing tool.
Guillaume