Gdy w marcu pisałem tu o tym, jak tak naprawdę odkryłem dla siebie Neila Younga, nie wiedziałem jeszcze, że 2 czerwca, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie (mam przy sobie dużą niemalowaną deskę, taką kuchenną, teoretycznie do krojenia, ale i do pukania się nada), usłyszę go na żywo. Niestety nie w Polsce, ale tuż za granicą, w Berlinie. To już tylko cztery tygodnie, czas zacząć się przygotowywać! A bilety jeszcze podobno można dostać!!
Skomentuj