[Wpis pierwotnie ukazał się w moim blogu w portalu magazynwino.pl]
Jest takie słynne wino z Sardynii, „Turriga„. Kilka razy miałem okazję je próbować, niestety nigdy nie byłem w stanie się nim naprawdę cieszyć, gdyż zawsze butelka była otwierana zdecydowanie za wcześnie. Nawet gdy zrzuciliśmy się kiedyś z kolegami, moje pragnienie by pozostawić kupioną wówczas butelkę na kilka lat w spokoju musiało ustąpić ich żądzy spróbowania sardyńskiej legendy. Spróbowaliśmy, „dostrzegliśmy potencjał”, spojrzeliśmy po sobie, każdy z nas mentalnie wzruszył ramionami i sięgnęliśmy po kolejną, też raczej zbyt młodą butelkę.
To trochę tak, jakby obcowanie z muzyką ograniczać do uczestniczenia w koncertach szkolnych, gdy po roku nauki grupa młodych adeptów sztuki gry na skrzypcach prezentuje swój potencjał. Owszem, rodzice i krewni są zwykle zachwyceni, ale przecież nie da się tego słuchać! Niestety w przeciwieństwie do melomanów, którzy bez problemu mogą dziś pójść na koncert dojrzałego wirtuoza, miłośnik wina nie ma zwykle dostępu do dojrzałych roczników najlepszych win, no chyba, że odziedziczył dobrze zaopatrzoną piwnicę, lub też sam jest już dojrzały i dał szansę dojrzenia jakimś butelkom.
Dlaczego piszę o tym właśnie dziś? Otóż dotarła do mnie właśnie wiadomość z Sardynii: kilka dni temu zmarł Antonio Argiolas, twórca Turrigi. Żył 102 lata, miał więc zapewne niejedną okazję spróbowania naprawdę dojrzałych win, nawet tych zrobionych przez siebie. Ja sam wina nie robię, ale przy najbliższej dobrej okazji kupię butelkę Turrigi i odłożę ją na czas, którego naprawdę potrzebuje. Nie będę musiał osiągnąć pięknego wieku Antonio Argiolasa, by się nią cieszyć, jest więc szansa, że doczekam.
Kategorie:Wino
Skomentuj